Uwielbiam miód. Wyznam to bezwstydnie: obżeram się miodem. Ciężko to inaczej określić. Pewnego dnia ciotka mego męża podarowała nam kilka sporych słoików – Będziecie mieli zapas na zimę – powiedziała. Był sierpień. Nim minął wrzesień, po słoikach nie było śladu. I to była tylko moja sprawka. Życie bez miodu byłoby gorzkie. A czy w ogóle możliwe?
Rola pszczół w naszym życiu nie ogranicza się do nadania smaku świątecznemu piernikowi. Byliście kiedyś na złotym polu upajającego zapachem rzepaku? W kwitnącym sadzie? W krzakach bzu, jeżeli już uderzamy w majowe sentymenty? Nieodłącznym elementem wypełniającym te krajobrazy jest ich głos – pszczoły krążą pośród kwiatów i pracują pilnie. Kiedy byłam dzieckiem, wydawało mi się to głośne jak huk. Dzieciństwo zwielokrotnia doznania, to prawda. Ale w dawnej literaturze też można spotkać się z określeniem: pszczoły huczały. Teraz nikt tak nie mówi. Nic dziwnego – jesteśmy jednym z tych krajów w Europie, gdzie populacja pszczół spadła poniżej bezpiecznego poziomu.
Przyczyny oczywiste: pestycydy. Pamiętam z dzieciństwa, jak mój ojciec uprawiając swój sad, wykonywał sezonowe wiosenne opryski. Nie było go wtedy długo w noc, bo zaczynał dopiero po zapadnięciu zmroku. Tłumaczono mi, że to dlatego, by nie truć pszczół. Traktowałam to jako oczywistość. Ale niestety, opryski po 19-tej, gdy ruch pszczół zamiera, to nie jest powszechna praktyka.
Od grudnia 2013 roku Unia Europejska wprowadziła dwuletni zakaz stosowania trzech szkodliwych dla pszczół pestycydów, atakujących ich układ immunologiczny i nerwowy, co utrudnia im powrót do ula, a w efekcie tego giną. Ale jest jeszcze drugie, choć nieco wyjaśnienie przyczyny masowego ginięcia pszczół. Twierdzi się, że szkodzi im pyłek roślin genetycznie modyfikowanych. Inne z kolei źródła tej wiadomości przeczą. Jakiekolwiek jeszcze inne tłumaczenia problemu z ginięciem pszczół pojawiłyby się (choroby roznoszone przez roztocza Varroa destructor (pszczelej wszy, nosemoza, czyli rodzaj biegunki) – pewne jest jedno: tak ważne dla ekosystemu pszczoły giną.
Tym bardziej istotne jest pojawienie się pewnego światełka w tunelu. Naukowcy z Tasmanii na 5 tysiącach pszczół umieścili miniaturowe chipy. Proces odbył się nieinwazyjnie i sam taki chip w niczym nie ograniczył swobody ruchów pszczół. Owady te, ceniące regularność, stagnację i społeczny tryb życia, w gwałtowny sposób reagują na wszelkie czynniki niosące zmiany. Pozwala to w porę dostrzec niepożądane czynniki i – na ile się da – je wyeliminować.
Niewiele? Z takich niewielkich kroków składają się spore odległości, które trzeba pokonać, by ratować te dobroczynne owady. Zawdzięczamy im 90% swego pożywienia. Gdyby wyginęły, na ziemi zniknęłoby ¾ roślin. Każdy krok w stronę ich ocalania jest zatem istotny i milowy.
Dziś byłam na wsi, tam, gdzie jeździłam w dzieciństwie. Kwitnie wiele kwiatów, ciągle przecież jeszcze trwa maj. Ale nie spostrzegłam ani jednej pszczoły. Nie było słuchać żadnego brzęczenia, a co tu mówić o huku.
Więcej:
www.euractiv.pl
biotechnologia.pl
Zdjęcie: www.csiro.au