Obliczono, że statystyczny mięsożerca zjada w swym życiu blisko… 7 tys. zwierząt. Jedzenie mięsa budzi opory nie tylko w związku z kwestiami etycznymi, ale również ekologicznymi. Czy można zaspokoić swą potrzebę jedzenia mięsa i jednocześnie… nie jeść go? Okazuje się, że pracuje się nad tym.
Nie ma co kryć, wielu z nas je mięso. Przyzwyczajenie, przekonanie, że inaczej się nie da bez szkody dla zdrowia, lęk przed zmianą albo po prostu potrzeba – cokolwiek kieruje mięsożercami, jest ich większość. Choć zapewne uświadomienie sobie, że w życiu przyczyniło się do śmierci 1 krowy, 27 świń, 30 owiec, 80 indyków, 2400 kurczaków i 4500 ryb, do najbardziej przyjemnych odkryć nie należy, mięsa nie je jedynie ok. 5–6 proc. ogółu ziemskiej ludności.
„Stragan rzeźnika” autorstwa Pietera Aertsena z 1551 roku – dzieło, które kwestię uboju każe rozważyć w sumieniu
Przyjaciół się nie zjada
W czym zjedzenie szynki z anonimowej świni różni się od spożycia ukochanego psa? Dla wielu przeciwników jedzenia mięsa nie istnieje żadna różnica. Zwierzęta hodowlane, przeszedłszy ponury scenariusz egzystencji w warunkach wyliczonych na zminimalizowanie kosztów, giną uśmiercane strzałem prądu, wcześniej świadome co za chwilę się wydarzy. To ostatnie zresztą potwierdzają pracownicy rzeźni. Mięsożercy omijają opisy tego, że nie zawsze zwierzę ginie ogłuszone prądem i często żywcem jest kąpane we wrzątku lub obdzierane ze skóry. Albo po prostu na takie fakty obojętnieją i nie postrzegają zwierząt hodowlanych jako istot w pełni czujących. O tym ostatnim świadczy najdobitniej chyba bulwersujący fakt, o którym ostatnio było głośn0, gdy w Bojanowie na wycieczkę do rzeźni zostały wzięte przedszkolaki. Dzieci w przedziale wiekowym 4-6 lat oglądały m.in. czekające na ubój świnie, wiszące półtusze, a w finale zostały poczęstowane kiełbaskami.
Na obrazki z rzeźni najprościej się znieczulić, trudno jednak wmawiać sobie, że zwierzęta nie czują – przeczy temu nauka
Ilość spożywanego mięsa zagraża przyszłości planety
Jeżeli nawet nie wzrusza nas los przeznaczonych do spożycia zwierząt albo dajemy sobie mydlić oczy wzmiankami o „humanitarnym uśmiercaniu”, trudniej ominąć fakty świadczące niezbicie o tym, że jedzenie mięsa wiąże się z zagrożeniem planety. Zwierzęcy chów i związane z nim koszty ekologiczne obciąża się winą za zmiany klimatu w stopniu większym niż przemysł samochodowy i transportowy. Ponad jedna trzecia powierzchni uprawnej Ziemi przeznaczona jest na paszę dla zwierząt, a produkcja kilograma białka zwierzęcego wymaga sto razy więcej wody niż kilogram białek ze zbóż. Zwierzęta hodowlane odpowiedzialne są za 14,5 proc. emisji gazów cieplarnianych. Łatwo się domyślić, że oznacza to dla naszej planety perspektywę poważnych problemów. Jeżeli jednak nie chce nam się myśleć o odległych perspektywach, weźmy pod uwagę jedno: czy spożywanie mięsa rzeczywiście gwarantuje nam zdrowie? Rak, zawał, cukrzyca – badania wykazują, że ryzyko zapadalności na nie wzrasta wraz ze spożyciem mięsa.
Wysokoenergetyczne pasze wytwarzane z ziarna to źródło największej emisji gazów cieplarnianych związanej z hodowlą
Jeść mięso… i nie jeść go
Trudno zaprzeczyć faktom. Ale równie trudno statystyce, a ta przywołana na wstępie świadczy niezbicie o tym, że mimo narastającej świadomości, najwyraźniej porzucenie diety mięsnej do spraw najprostszych nie należy. Jak zatem zaspokoić potrzeby mięsożerców, obchodząc tradycyjną dietę uwzględniającą produkty zwierzęce? Jest już na to kilka sposobów.
- Dieta owadzia – domowe wylęgarki jadalnych owadów, wysyp książek kucharskich dla owadożerców i naukowe potwierdzenia, że pod względem odżywczym owady wypadają często lepiej niż wołowina czy drób – wszystko to zdaje się dowodzić, że przerzucenie się na dietę owadzią jest szansą na światełko w mrocznym tunelu przemysłu mięsnego. Niższa emisja gazów cieplarnianych przy hodowlach owadów jadalnych, fakt, że insekty jada się już w 113 krajach naszej planety, zdają się stanowić dodatkowy argument, by przychylić się ku poważnej zmianie dietetycznej. Bezpieczniej jest jeść owady niż mięso – przekonuje Arnold van Huis, profesor entomologii z Uniwersytetu w Wageningen z Holandii, będący ekspertem od jadalnych owadów. Swą tezę opiera na fakcie, że owady znacznie bardziej różnią się od nas pod względem biologicznym niż krowy czy świnie, zatem ich patogeny nam tak nie zagrażają. Ale czy to nas przekonuje do skosztowania, np. jadalnej mrówki albo konika polnego?
- Dieta drukowana – po raz kolejny okazuje się, że wybawieniem dla zwierząt może stać się technologia, a konkretnie drukarki 3D (przypominamy – KLIK!). Drukować jedzenie z proszków białkowych pochodzenia roślinnego – tak, dziś brzmi to jak science fiction, a już niebawem „ekspres” drukujący proteinowe kotlety może być standardowym wyposażeniem każdej kuchni! Wsypanie składników, zaprogramowanie, chwilka i kiełbaski czy pulpety gotowe – brzmi jak bajka, ale wcale nią nie jest. Soję, kalafior, buraki, groszek czy fermentowaną pszenicę już dziś przepuszcza się przez maszynę nazywaną ekstruderem i otrzymuje w ten sposób makarony czy płatki śniadaniowe. Takie maszyny pomniejszone do rozmiarów stosownych do umieszczenia w każdym gospodarstwie domowym, mogą pojawić się na rynku już w przeciągu pięciu lat! Reflektowalibyście?
- Dieta in vitro – ten z kolei pomysł to wybór dla tych, którzy rezygnacji z mięsa w tradycyjnej postaci jednak nie mogą sobie wyobrazić. Co prawda hodowanie mięsa z probówki w domowych inkubatorach brzmi również niczym pomysł rodem z fantastyki naukowej, ale jest to opcja, którą testuje się całkiem realnie. Ma bowiem niezaprzeczalne atuty: by uzyskać mięso, wystarczy pobrać komórki macierzyste zwierzęcia (można je zamówić po prostu pocztą). Tym sposobem unika się zarówno uśmiercania zwierzęcia, jak i emisji gazów cieplarnianych związanych z produkcją mięsa oraz zużycia wody. Ta pierwsza spadłaby o 80%, a następne o 90 %! Jeżeli dodamy do tego możliwość wyeliminowania z mięsa in vitro szkodliwych składników, takich jak odpowiedzialne za raka żołądka żelazo hemowe czy obciążające układ krążenia nasycone kwasy tłuszczowe – korzyści z zastosowania kuchennego inkubatora uwypuklą się jeszcze wyraziściej. Warto dodać, że brzmiące niczym ziszczony sen szalonego naukowca wizje mięsa in vitro mają już swój konkretny kształt – Kuchenny Inkubator Mięsa, projekt holenderskiej fundacji The Next Nature, umożliwia zarówno tworzenie zaprogramowanego w urządzeniu menu, takiego jak kiełbaski czy zrazy, jak i tworzenie mięsa według własnego pomysłu lub przy korzystaniu z przepisów ze specjalnej książki kucharskiej. Same zalety? Cudów nie ma – koszty produkcji mięsa in vitro są póki co zawrotne. I choć przewiduje się ich spadek, to na pewno dla zwykłych śmiertelników, nieprędko będą one dostępne.
Apetyczne? Kwestia względna. Ale jest to źródło białka lepiej przyswajalnego niż tradycyjne mięso
Niezależnie od tego, na jaką opcję zdecydowalibyśmy się sami, pewne jest jedno – pojawienie się substytutów mięsa jest nieuchronne. Karmienie bydła wysokoenergetycznymi paszami wytworzonymi z ziarna, fakt, że zwierzęta bardzo cierpią w efekcie zadawanego im podczas uboju bólu czy wreszcie obalenie mitu, jakoby białko zwierzęce było jedynym i niezastąpionym gwarantem prawidłowego rozwoju człowieka – cokolwiek by do nas przemówiło, pewne jest, że są to niezaprzeczalne argumenty przemawiające za odrzuceniem ze swej diety mięsa. I są one uwzględniane w technologii żywienia przyszłości.
Co jednak my sami wybierzemy? Rozważania w kwestii opcji rezygnacji lub wyboru diety mięsnej nie są niczym nowym.
Drukarka 3D – niejedna opcja dla uratowania zwierząt od masowej śmierci
Źródła: Polityka, Art Histery